Szkolny korytarz… Niby wszystko jak zwykle, ale czułam, że coś wisi w powietrzu.
- Dzień dobry – powiedziałam, jednak moje przywitanie zostało bez odpowiedzi. Zamiast tego usłyszałam:
- Czy wczoraj miała pani na sobie beżowy płaszcz?
- Hmm – musiałam chwilę pomyśleć. – Nie. Miałam tę samą kurtkę, co dzisiaj.
- Dobrze. Proszę poczekać – pani powiedziała surowym tonem.
I poszła w prawo. Wychyliłam się, aby sprawdzić dokąd. OK. Nie miałam wątpliwości. To gabinet dyrektora.
Dzień wcześniej
- Ej, to twoja hulajnoga!
- Mamo, patrz, to moja hulajnoga!
- Rzeczywiście, to twoja hulajnoga!
Było nas troje i każde z nas szczerze się ucieszyło. Mój syn, który wtedy chodził o kulach, poprosił, żebym ją zabrała. Jednak wygodniej mi było się po prostu odpychać. Tak zrobiłam i odjechałam. Tamta dwójka została z tyłu.
Miesiąc wcześniej
- A pojechałbyś do piekarni? Tu jest lista zakupów – zapytałam syna.
- Pewnie – powiedział i wyszedł na klatkę schodową. – Tylko gdzie jest moja hulajnoga?
Próbowaliśmy ustalić, co się mogło stać. Analizowaliśmy każdy szczegół, aby ustalić bieg wydarzeń. I tak – po nitce do kłębka – odtworzyliśmy tę historię.
- Już pamiętam! – wykrzyknął – Trzy dni temu, pamiętasz, po tym meczu z drużyną Matiego musiałem szybko wracać do domu. Zapomniałem, że przyjechałem hulajnogą i zostawiłem ją tam.
- No, to biegnij. Jest szansa, że na ciebie czeka. A w razie czego popytaj chłopaków, czy widzieli twoją hulajnogę.
Pobiegł jak strzała. Boisko znajduje się bardzo blisko od miejsca, w którym mieszkamy. Po 2 minutach zadzwonił:
– Nie uwierzysz… Nie ma jej!
Tego dnia
Siedziałam już w gabinecie dyrektora. Było jakoś niezręcznie. Sprawa musiała być wyjaśniona, zatem dałam znać, że jestem gotowa. Dyrektor zaczął tak:
- Mama jednej z uczennic zgłosiła, że córce zaginęła hulajnoga. Obejrzeliśmy monitoring i na nagraniach widać, że pani tą hulajnogą odjechała sprzed szkoły.
Zawiesił głos. Cisza trwała nieco długo, co znaczyło, że teraz moja kolej na mówienie.
- Oczywiście – rzekłam stanowczo. – Odjechałam nią. Byłam przekonana, że to hulajnoga mojego syna. Jest identyczna.
I dalej zapewniłam, że odniosę ją jeszcze tego samego dnia. Mój rozmówca uspokoił się. Może poczuł ulgę, że załatwienie sprawy jest takie proste? Ja – z kolei – poczułam jakieś napięcie. Żeby przykryć ten dyskomfort, dodałam:
- Wie pan, jak to dzieci… Myślenie życzeniowe może załatwić wszystko!
Skinęłam jeszcze głową na pożegnanie. Wyszłam z gabinetu. Gdy byłam już na zewnątrz, coś do mnie dotarło. To ta chwila, kiedy mówisz: „Aha”, bo wszystko staje się jasne i zrozumiałe.
Wiara czyni cuda
Zdałam sobie sprawę, że w cudowne odnalezienie hulajnogi uwierzyli nie tylko sami chłopcy. Ja – dorosła – również. Hulajnoga porzucona miesiąc temu przy osiedlowym boisku miałaby się odnaleźć akurat na terenie szkoły? I w dodatku tego dnia, kiedy odbieram syna? Czy to logiczne? Nie! Czy to możliwe? Tak. Jak do tego doszło, że w to uwierzyliśmy? Chyba wiem.
O wszystkim zdecydowały przekonania. Przekonanie, że ludzie są uczciwi. Przekonanie, że każdy splot wydarzeń działa na naszą korzyść. Przekonanie, że wszystko, czego chcemy, jest możliwe. Taka wiara sprawia, że ludzie – w moich oczach – stają się dobrzy, świat wydaje się całkiem przyjemnym miejscem, a samo życie jest – łatwe i proste.
A jakie są twoje przekonania?

